Co było
pierwsze? Jajko, czy kura?
To odwieczne, filozoficzne pytanie traci
swoją ostrość i nieodzowność udzielenia odpowiedzi w porze
porannej, kiedy wyciągamy z lodówki jajka na śniadanie. Wtedy
nieuchronnie w zwojach mózgowych zaczyna pulsować dylemat:
jajecznica czy na miękko? Jajecznica, czy na miękko? Na miękko,
czy jajecznica? Wzrok niechcący zahacza o napoczęte opakowanie
masła i odpowiedź objawia się jasna i oczywista. Jajecznica na
masełku.
Przez umysł
jeszcze przewijają się cienie obrazów dziwnych i kolorowych.
Pozostałości z tego co się przed chwilą śniło. Pamiętam, że w
momencie obudzenia coś intensywnie przeżywałem. Mój wzrok
przemierzał inne przestrzenie, a podświadomość, nieświadoma własnej świadomości przeżywała inną rzeczywistość. Jednak z
każdą sekundą tracę połączenie z krainą Orfeusza. Jego moce
roztapiają się i znikają jak płatki śniegu na gorącym asfalcie.
A wspomnienia wydarzeń w świecie równoległym odlatują w
kosmiczną przestrzeń.
W nocy
koszmary nie wycisnęły ze mnie potoków potu, za to mgliście jawią
się obrazy z kwitnącego sadu. Humor mam doskonały i nastrój
radosny. W dodatku, we śnie, głównymi bohaterami były kwiaty jabłoni, a pod nimi migoczące w trawie żółte kwiaty mniszka
lekarskiego, czyli krótko mówiąc, mlecza. W uszach pobrzmiewa
dźwięk ptasiego świergotu. W kącikach pola widzenia migocą skrzydła motyla cytrynka. Podobno, nie tylko kolor skrzydeł tego motyla nasuwa skojarzenia z cytryną. Jego skrzydła mają też cytrynowy zapach. Czy można temu wierzyć? Nigdy nie wąchałem motyla. Zastanawiam się, jak szybko pojawią
się dmuchawce.
Taki dzień
nie może rozpocząć się inaczej niż w mitach ludów indiańskich dotyczących początku wszechświata – od jaja.
Wyglądam
przez okno. Pomimo stosunkowo wczesnej pory dnia, jest jasno. Wesołe
promyki słońca przedzierają się przez gałęzie pokryte zielonymi
listkami, które zaledwie wczoraj były dwa razy mniejsze. Ba, prawdę mówiąc jeszcze były pączkami zaledwie. Oto
wiosna. Prawdziwa, ciepła i promienna.
W sposobach
robienia jajecznicy można wyróżnić różne style. Ja w
długoletniej praktyce wypracowałem swój własny.
Czajnik
elektryczny już bulgocze wodą na poranną kawę. Ponagla do
bardziej energicznego działania. Zapalam gaz i wrzucam kawałek
masła na patelnię. Płomień gazu jest ustawiony w taki sposób,
żeby masło nie rozpuszczało się zbyt szybko. Kiedy z żółtej
masy robi się żółtawa ciecz, coraz bardziej przezroczysta, z
małymi bąbelkami pojawiającymi się gdzieniegdzie, zdecydowanym
ruchem uderzam jajkiem o kant blatu. Rozdzielając połówki skorupy
zręcznie wylewam zawartość na patelnię. Rytuał ten powtarzam
jeszcze dwa razy. I obserwuję. Rozlane białko otacza żółtą
wysepkę tego najsmaczniejszego smakołyku.
Żółtko
jajka wydaje się smaczniejsze niż białko. Ale przecież bez białka
jakby miało uzewnętrznić swoje walory. Białko więc musi być.
Nie da się zrobić jajecznicy z samych żółtek.
Problemów z
jajecznicą ogólnie może być kilka. Od czasu do czasu jedząc
śniadania w hotelach, spotykam się z rażącą niedbałością o
szczegóły w procesie przyrządzania jajecznicy.
Zdarza się,
że w ogólnie zwięzłej masie trafiają się – nie chcę tutaj
używać popularnego, lecz niezbyt eleganckiego słowa – wkładki o
konsystencji zdecydowanie rozwiązłej. Nieścięte białko jest
nieszczęściem jajecznicy. Osłabia zdecydowanie bodźce wzrokowe
odpowiedzialne za estetykę spożywania pokarmu. Smakowe także. W
końcu da się to zjeść – przecież można wypić całkiem surowe
jajko – ale dzień jest zepsuty. No chyba, że obiadem naprawi się
poranną wpadkę.
Na drugim
biegunie jest jajecznica ścięta całkowicie. Można ją kroić
nożem w plasterki. Też złożona ze składników jadalnych,
nietrujących. Efekt jednak nie daje zadowolenia. Żołądek pełny.
Ale przyjemność spożywania, gdzie? Nie było. I znowu w życiu coś
nie wyszło. Po takim śniadaniu, to nawet o obiedzie już się nie
myśli. Utrata radości życia i już. To tak jakby dzień już się
skończył. Słońce zaszło – ciemność widzę.
Nie ma to jak
śniadanko w domu. Zwłaszcza w niedzielny poranek. Jestem
człowiekiem wolnym, w niedzielne poranki nie mam żadnych
obowiązków, ani pilnych czynności do wykonania. Wstaję o czasie
wyznaczonym przez potrzeby organizmu, a nie mechanizmy społeczne i
zegarowe.
Teraz podam
przepis na, prawdziwie wypracowaną wieloletnim doświadczeniem i
praktyką, jajecznicę. Jajecznicę rozwiązującą odwieczną walkę
z jajkiem na miękko.
W jajku w
każdej postaci, odpowiednim do zjedzenia, białko powinno być
ścięte i całe białe – w końcu to białko. A żółtko, lekko
zagrzane, zaczynające się ścinać ale jeszcze w stanie pomiędzy
Scyllą cieczy, a Charybdą konsystencji ustalonej.
Ale dość ogólników. Czas na konkrety.
Na patelnię
daję, na początku, niewielką ilość masła. Tylko tyle, żeby
jajeczko nie czuło się źle na suchym teflonie. Wbijam jajka - tak
jak na sadzone - i przez chwilę obserwuję. Jak przeźroczysta,
półpłynna konsystencja sztywnieje i od spodu się wybiela.
Drewnianą szpatułką delikatnie, z wyczuciem dokonuję czynności
mieszających. Ale uwaga: dotyczy to tylko białka. Żółte
kulki kaloryczności i smaku na razie omijam z daleka. Po chwili
okazuje się, że mamy tak jakby jajka sadzone, z tą różnicą, że
białko jest wzruszone i przemieszane.
Białko w
całej masie jest równomiernie ścięte - przychodzi moment na
użycie soli. Szczypta soli rozsypana równomiernie jest niezbędna.
Następnie zdecydowanym ruchem zaburzam porządek patelni i mieszam
po całości. Żółtka wspaniale się rozlewają otaczając gęstą
cieczą ścięte białko. Jest to moment najbardziej wytężonej
uwagi. Mieszając należy uważać na konsystencję żółtka. Jeśli
widać, że żółtko się ścina, to wyłączam gaz. Ścinanie żółtka
powinno postępować dalej siłami bezwładności aż do właściwego
momentu. Obserwuję z natężoną uwagą. Kiedy żółtko nie jest
już płynne, ale gęste, prawie zestalone, dodaję trochę masła.
Masełko
zacznie się delikatnie roztapiać. Wmieszane w jajecznicę utworzy
cudowny konglomerat. Gęstość powstałej mieszanki zbliży się do
ideału. Wrażenia wzrokowe z pewnością przełożą się na
doznania smakowe. W myślach wciąż pojawia się abstrakt słowa:
doskonałość.
Tak
przygotowaną jajecznicę przekładam na talerz, przy którym stoi
już filiżanka kawy i talerzyk ze świeżym pieczywem. Czy trzeba
czegoś jeszcze?
Tak. Ale o
szczypiorku, koperku i pomidorku napiszę kiedyś indziej...
Komentarze
Prześlij komentarz