Zgodnie z zapowiedziami Google, 2 kwietnia tego roku, strumień społecznościowy G+ zostanie zamknięty. Wiele osób taki stan rzeczy odbiera z przykrością. Przyzwyczaili się do wymiany grzeczności i ciekawostek oraz codziennych pogaduszek z poznanymi na strumieniu przyjaciółmi. To się skończy.
Mi osobiście też szkoda, ponieważ na strumieniu jestem od 2011 roku, czyli od jego powstania. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że istnieje Facebook. Jednak pod względem czystości formy, elegancji i organizacji strony Facebook nie umywa się do Google plus. Konto na fb utrzymuję głównie z takiego powodu, że jestem administratorem fanpage’a w instytucji w której pracuję. Niestety, w życiu często się zdarza, że lepsze rzeczy znikają pierwsze.
Nie ma co jednak lamentować. Internet oferuje też inne opcje. Rosja ma swój portal VKontakte, a Chiny swój Weibo. Po rozejrzeniu się w internecie i porównaniu możliwości, najbardziej przypadł mi do gustu portal MeWe. W nazwie spodobało mi się to, że podczas wymawiania brzmi prawie jak polskie słowo: “miły”. To oczywiście zbieg okoliczności, ponieważ nazwa jest zbitką dwóch słów: me- ja oraz we - my. Można więc przetłumaczyć to jako “ja i my”, aczkolwiek tłumaczenie nie ma sensu, ponieważ jest to zbitka nie występująca jako osobne słowo w angielskim.
W Google plus bardzo podobał mi się układ postów - w zależności od wielkości ekranu mogły być wyświetlane nawet w trzech rzędach. Powierzchnia monitora była wykorzystana optymalnie, a z punktu widzenia użytkownika, było to bardzo wygodne. Niestety każdy z pozostałych portali prezentuje treści w jednej osi czasu, tak jak Facebook, a po bokach zostaje miejsce na różne rozpraszacze. MeWe prezentuje się podobnie. Na plus trzeba mu przyznać, że nie ma takiego bałaganu jak na fejsie.
MeWe jest stosunkowo młody, wystartował w 2016 roku, a jego twórcą jest Mark Weinstein, wynalazca i działacz na rzecz prywatności internetu. Jak sam powiedział, do pracy nad portalem zainspirowała go wypowiedź Marka Zuckerberga, że “w rzeczywistości internetowej nie ma miejsca na prywatność”. To odnosiło się do podejścia Facebooka do użytkowników jako źródła danych, na których da się zarobić. Weinstein postanowił udowodnić, że tak nie musi być i dlatego założył portal, który nie zbiera danych użytkowników, ani w żaden sposób ich nie śledzi.
Powstaje zatem pytanie, skąd się biorą pieniądze na utrzymanie portalu? Skoro Facebook zbiera dane użytkowników i je sprzedaje oraz faszeruje strumień reklamami, a Google pokrywa koszty G+ ze źródeł zewnętrznych, a jak stwierdzili, że się nie opłaca, to zamykają - to z czego utrzyma się MeWe?
Twórca portalu liczy na pieniądze od samych użytkowników. Jeśli ktoś się przyjrzał układowi portalu, to zwróci uwagę na informację, że za darmo można przechowywać 8 GB danych w chmurze MeWe - w postaci zdjęć, filmów lub innych plików. Po przekroczeniu tego limitu zajdzie potrzeba wykupienia wersji abonamentowej. Opłaty nie są zastraszające, więc jest prawdopodobne, że duża liczba użytkowników - jeśli będą zadowoleni z usługi - w momencie wyczerpania darmowego limitu rozpocznie korzystanie na zasadzie abonamentu. Drugim źródłem przychodu ma być sklep MeWe. Jak łatwo zauważyć u góry strony znajduje się ikona wózka sklepowego. Na razie można tam kupić dodatkowe emoji, ale zapewne w przyszłości pojawią się tam inne produkty.
Osobiście zdecydowałem się założyć konto na MeWe nie obawiając się limitu, zgodnie z zasadą “pożyjemy - zobaczymy”. Zanim osiągnę limit 8 GB będzie wystarczająco dużo czasu, aby się rozeznać, co robić dalej. Sytuację można porównać do Dysku Google, który oferuje 15 GB darmowej przestrzeni. Okazuje się, że nie wszystkie zasoby przechowywane są warte tego, aby się nimi zajmować. Od czasu do czasu można więc zrobić przegląd i usunąć niepotrzebne i w ten sposób odzyskać potrzebną przestrzeń. Z Dysku korzystam od dobrych kilku lat i jeszcze daleko mi do granicy wykorzystania. Oczywiście, trzeba wziąć pod uwagę, że Google nie wlicza do limitu dokumentów utworzonych na Dysku i zdjęć oraz wideo przechowywanych w usłudze Zdjęcia Google. Jak szybko będzie się zapełniać chmura MeWe - czas pokaże.
Osoby, które zdecydują się pobrać archiwum swoich działań na Google plus, łatwo się zorientują po wielkości tego archiwum - w porównaniu do czasu oraz intensywności publikowania na strumieniu - jak szybko osiągną limit w MeWe. Powoli przymierzam się do archiwizacji własnych materiałów w Google plus. Kompletuję informację jak to zrobić najprościej i bez komplikacji. Przygotowuję się też do napisania na ten temat.
Jak ściągnąć moja moją kolekcję Stars Wars z G+ czy się uda,,
OdpowiedzUsuńW zaleźności co chce się zrobić z tym materiałem. Jeśli jest to masowe, to można pobrać według instrukcji Google support -
Usuńhttps://support.google.com/plus/answer/1045788
W ten sposób można pobrać wszystko ze swojego strumienia.
Jeśli wpisów nie jest ogromnie wiele to można ręcznie przekopiować każdy z nich i wkleić np. do Dokumentów Google.
Jednak pytanie powinno brzmieć: *jak nasze treści zachować w internecie, aby nasi znajomi mieli nadal do nich dostęp?*
Moim zdaniem najlepiej założyć bloga na bloggerze i wkleić tam najlepsze wpisy. Wtedy na G+ przed zamknięciem możemy opublikować URL bloga i nasi znajomi będą mieć dostęp i możliwość komentowania bezpośrednio w blogu.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń