Przyszedł jednak moment, w którym mój blog zmienia nieco charakter. Nie będę już pisał z pozycji osoby prowadzącej zajęcia dla seniorów. Z racji wieku jestem seniorem już od dawna - zwyczajowo określa się tak osoby powyżej 50-tki. Jednak wciąż pracuję zawodowo i nie korzystam z należnych przywilejów. Wkrótce skończę 65 lat. W wielu wypadkach jestem starszy od seniorów - uczestników prowadzonych przeze mnie zajęć. Nadchodzi czas na zmianę pozycji. Przesiadam się na tylne siedzenie.
Czas biegnie nieustannie. Od urodzenia dzień za dniem, raczej zwyczajnie, a tylko określone wydarzenia stanowią stanowią punkty zwrotne. A może raczej kamienie milowe, odmierzające przemijanie.
Wydarzenia mogą być małe. Takie nie mające wielkiego znaczenia i powtarzające się jak słupki drogowe oznaczone kolejnymi numerami. Podczas jazdy, zwłaszcza nocą, można zaobserwować jak te słupki zbliżają się z oddali, tylko na ułamek sekundy są w bezpośredniej bliskości. Potem szybko znikają i nie są nawet widoczne w lusterku wstecznym.
Takimi słupkami w życiu są święta, urlopy oraz inne powtarzające się regularnie, przewidywalne daty z kalendarza. Właściwie wszystko w życiu zdarza się tylko raz, ale właśnie powtarzające się pory roku, tygodnie i inne tego typu sytuacje przywołują skojarzenia do jazdy samochodem. Każde zdarzenie ma swój indywidualny numer, ale w praktyce nie odróżnia się od innych. Migają szybko jeden za drugim. W takim rytmie, dzień za dniem, upływa życie jak podróż w nieznane.
Są też inne momenty. Początek i koniec, które zdarzają się tylko raz. Od czasu do czasu zdarzają się wydarzenia, od których rozpoczyna się nowy etap podróży.
W moimi przypadku takie właśnie zdarzenie jest już na horyzoncie.
Fakt zbliżania się momentu rezygnacji z pracy stanowi dla mnie punkt wyjściowy do rozważań - co dalej? Co się kryje za zakrętem? Nie ma wielkiego znaczenia liczba słupków, które dzielą do zjazdu. Ważne jest który - z możliwych - kierunek obrać.
Spotykam się często z opinią, że emerytura to wyzwolenie. Osobiście też mam nadzieję, że tak jest. Może praca nie jest do końca niewolą, ale zmusza do czynności na które nie do końca mamy ochotę. Wychodzenia z domu o określonej porze. Wykonywania określonych czynności, które są co prawda zrozumiałe w kontekście pracy, ale często zupełnie nie dających satysfakcji z punktu widzenia osobistych potrzeb i zainteresowań. Na rzeczy, które się lubi zostaje tak mało czasu.
Przypomina to sytuacje ze szkoły, kiedy uczniów nie interesuje lekcja matematyki. Mają poczucie, że wiedza wciskana im do głów jest abstrakcyjna i oderwana od codziennego życia. Aż ciągnie na wagary. Tylko czy na wagarach czas jest bardziej pożytecznie lub ciekawie spędzony? Zdaje mi się, że rzadko tak bywa. Wszystko zależy od tego, co się robi zamiast.
Podobne poczucie mam odbębniając godziny w pracy. W małym jedynie zakresie są ode mnie wymagane czynności kreatywne, rozwojowe. W większości jest to rutyna i mechaniczne powtarzanie. Nie jest to oczywiście wielki powód do narzekania. Zdaję sobie sprawę, że inni muszą naprawdę ciężko pracować. To dużo gorsze, a najczęściej też nie mają wyboru. A jednak szkoda mi, że rzeczy interesujące i - dla mnie - ważne mogę robić tylko po pracy. W tym ograniczonym obszarze czasowym, w którym musi się zmieścić jeszcze odpoczynek, czynności higieniczne, sen oraz wydarzenia rodzinne. Działania kreatywne muszę więc współdzielić z innymi, równie dla mnie istotnymi, czynnościami życiowymi.
Nie narzekając na prace jaką mam, wyczekuję jednak momentu, kiedy będę zwolniony z obowiązku jej świadczenia. Z wiekiem doceniam coraz bardziej czas, w którym żyję. Zwłaszcza, że zdaję sobie sprawę jak mało już go zostało.
A tyle marzeń nie spełnionych, tyle planów niezrealizowanych. Tyle jeszcze chciałbym dokonać. Niestety, siły i możliwości znikają w szalonym tempie. Każdy dzień daje mi o tym znać. Ale jeszcze coś tam się żarzy na dnie. Może z tego nie zostanie tylko popiół i zamęt?
Wiem, że moja sytuacja nie jest jednostkowa. Ogromna liczba ludzi była lub jest albo będzie na takim zakręcie. Ciekawi mnie, jak osoby, już będące na emeryturze, oceniają ten moment swojego życia.
Czy spełniły się nadzieje na ciekawe zagospodarowanie czasu uwolnionego od obowiązków pracowniczych. Ilu osobom udało się spełnić skryte marzenia?
A może sprawdziły się obawy, że wolność jest ułudą? Że to tylko inne określenie na sytuację, kiedy już i tak nic nie zostało do zyskania? Albo stracenia?
Zapraszam do dzielenia się swoimi refleksjami w sekcji komentarzy.
Witam Cię w tym refleksyjnym nastroju. Jestem tak jak i Ty na rozdrożu. Ale mam tę świadomość, że dotychczasowe życie przeżyłam bardzo intensywnie i nie chciałabym powrócić nawet do czasu młodości. Jestem wewnętrznie zmęczona i spełniona w każdej dziedzinie. I przypominam dla smakoszy życia, że p. Teresa Bancewicz rozpoczęła światowe podróże w wieku 62 lat. Wszystko przed Tobą. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz.
UsuńZ p. Teresą mam kontakt na bieżąco i widzę jak bardzo jest aktywna i nastrojona pozytywnie do życia. Po śmierci męża przestała już wyjeżdżać za granicę.
Ja nie odważę się podróżować w jej stylu - autostopem z plecakiem. Tym niemniej chciałbym spróbować podróżowania i sporo się nad tym zastanawiam. Kiedyś marzyłem o długich jazdach samochodem. Teraz wiem, że już nierealne. Obecnie rozważam podróże koleją. Mam nadzieję, że w tym roku się uda coś przedsięwziąć.
Każdy człowiek o czymś marzy. Marzymy o lepszej ocenie, o sukcesach w pracy, o naszej przyszłości. Chyba nie ma na świecie człowieka, który chociaż raz nie oddałby się marzeniom.… Sądzę,że obraz samego siebie, jaki wynosimy z rodzinnego domu, wpływa na całe nasze życie. Człowiek przecież często wyznacza sobie cel, którym jest spełnienie jego pragnień. Codziennie myśli o swoim celu i w końcu udaje mu się go osiągnąć. Myślę, że to bardzo ważna i pożyteczna cecha marzeń. Lecz moje Marzenia od 2 lat już nie spełnią się w wieku 39 lat mam straszne problemy z nogami, lekarze w DE wykryli artroze oraz zapalenie limfatyczne, straszne bóle w nogach nawet jak chodzę na spacery nie daje rady, mój maż musi czasami nawet autem podjechać po mnie bo nie daje rady dość do niego :( A tak bardzo kocham zwiedzanie i rożne atrakcje lecz przy takich bólach nie daje rady. PS Marzena i Andrzej z Niemiec [Kanał nonka pl) Jedno Marzenia spełniło się najważniejsze co w życiu potrzebne kupna mieszkania w De co nas bardzo cieszy ze w końcu po tylu latach coś mamy razem:))) Ja osobiście nigdy nie byłam za pieniędzmi owszem wiem ze są potrzebne do życia, lecz wiem po sobie ze zdrowie jest najważniejsze w życiu człowieka, bo co nam da to ze jesteśmy bogaci? jeżeli nie ma zdrowia, do trumny nie zabierzemy bogactwa lecz wspomnienia z naszego życia)
OdpowiedzUsuńZauważyłem Marzeno, u siebie, pewną prawidłowość. Moje marzenia dostosowują się do możliwości. Jako dziecko marzyłem, żeby zostać kosmonautą. Potem, żeby zwiedzić cały świat. Teraz już marzę tylko o zwiedzaniu Europy. Wiem, że wkrótce będę marzył, aby pojeździć po Polsce. Dlatego cieszę się, że wkrótce przejdę na emeryturę i może uda mi się spełnić marzenie, aby pojechać do Portugalii. Jak nie, to pojadę nad Baltyk i też będę chłonął oczami zachody słońca nad morzem.
UsuńJednak wiem, że realia życia często nie pozwolą zrealizować tego, co dla nas jest osiągnięciem, chociaż dla innych codziennością.
Z drugiej strony, zawsze można znaleźć kogoś, komu jeszcze gorzej. Dlatego cieszę się dniem codziennym, swoimi małymi sukcesami. Marzę o tym co możliwe i cieszę się, jeśli uda mi się spełnić.
Ważne, żeby była blisko druga osoba, na której można polegać. Pozdrawiam Ciebie i Andrzeja. Życzę powodzenia i bądźcie szczęśliwi.
Można ogromnie cieszyć się ze spraw małych i być ogromnie znudzonym rzeczami wielkimi.
po 30 to juz stary
OdpowiedzUsuń