Dzień za dniem ucieka
bardzo szybko. Trudno jest nadążyć. Ledwie co uporam się z
bieżącymi zadaniami, to za zakrętem dnia piętrzy się już sterta
następnych. Oczywiście jest to naturalny porządek rzeczy. Bez tego
życie byłoby nudne.
Czasem do głowy przychodzi
myśl - czy nie można jednak zwolnić trochę? Choćby o kilka
sekund wydłużyć chwilę, która jest piękna, ale pomimo zaklęć
nie chce zastygnąć w bezruchu. Co można w tej sytuacji wymyślić?
Wyjrzałem za okno i
zobaczyłem podpowiedź. Zaparło mi dech. Tuż za oknem w
błyskawicznym tempie rozwijające się kwiaty i liście klonu.
Mieszkam na pierwszym piętrze. Drzewo rośnie zaledwie kilka metrów
od budynku. Gałęzie skierowane w stronę mojego okna od kuchni mam
na wyciągnięcie ręki.
Staję przy oknie i zaczynam
obserwować. Wokół kwiatów krążą pszczoły. Od dłuższej
chwili towarzyszy im trzmiel i krząta się niezmiernie radośnie,
grubo pobrzękując. Delikatny wiatr łagodnie porusza gałązkami, a
słoneczne promienie prześwietlają niektóre listeczki na drugą
stronę. Powietrze jest rześkie.
W jednej chwili cały ten
zgiełk polityczny, zamieszanie na rynkach finansowych, codzienne
zabieganie - otula się jakby półprzeźroczystą watą cukrową.
Wszystko się ucisza i staje się niewyraźne, oddalone. Dokładnie
widzę tylko tę pszczołę. Czy ona zdaje sobie sprawę z upływu
czasu i ma poczucie radości z chwili? Czy też tylko jak automat
brzęczy, zbierając pyłek i nektar.
Dzień wolny od pracy. Myśli
koncentrują się na bieli twarożku. Podziwiam jak pięknie się
komponuje z zielenią koperku i szczypiorku. Krążki pokrojonej
rzodkiewki powoli pokrywają się kropelkami rosy, pod wpływem
ziarenek soli wydobywających sok. Nachylam się nad talerzykiem,
żeby przyjrzeć się szczegółowo jak powstają . Wtedy, właściwie
niespodziewanie, dochodzi do mnie fala zapachów. Zmieszane wonie
koperku, szczypioru i rzodkiewki tworzą symfonię świeżości.
Przywołują chwile już minione, ale gdzieś zapisane w zakamarkach
kory mózgowej.
Mały łyk mocnej kawy staje
się niezwykłym dopełnieniem sceny. Ścieżkami pamięci zaczynają
przepływać obrazy. Najpierw momenty związane z łykiem kawy w
trakcie hotelowego śniadania nad jeziorem Garda. Zapytanie kelnera -
czy podać jeszcze jedną? Po chwili momenty śniadań rodzinnych,
kiedy siedzieliśmy całą rodziną przy stole. Dzieciństwo powraca
obrazem wakacyjnego pobytu na wsi.
Obserwuję wskazówkę
sekundową i dokładnie widzę jak przeskakuje między kreseczkami na
cyferblacie. Wciąż nie potrafię zdefiniować czasu, ale umiem
cieszyć się z odczuwalnego spowolnienia jego upływu. Klon jest
sprzymierzeńcem w tym przedsięwzięciu.
Komentarze
Prześlij komentarz